Kronika Akakor, cz. 2: Księga Orła

Kronika Akakor

Księga Orła | Fot. Aaron Burdens

Poniższa treść została znaleziona przeze mnie na stronie babel.wiedza.tajemna.w.interiowo.pl. Jako że Kronika Akakor jest fascynująca, postanowiłem przytoczyć ją w całości. Warto zapoznać się z tekstem.

Pierwsza część Kroniki Akakor znajdziesz tutaj.

Kronika Akakor: Księga Orła

Akt IX – Powrót

Oblicze Ziemi pogrążone było jeszcze w półmroku. Zakryte były Słońce i Księżyc. I wtedy na niebie ukazały się statki, potężne i złote w kolorze. Wielka była radość Wybranych Sług. Oto powrócili Dawni Władcy. Opuścili się na Ziemię z błyszczącym obliczem. A wybrany lud wydobył swoje podarunki: pióra wielkiego leśnego ptaka, miód pszczeli, kadzidła i owoce. Wybrani położyli to bogu u stóp [...]. Wszyscy, aż do najmniejszego, podnieśli się z dolin i spoglądali ku praojcom.

Półcień okrywał jeszcze ziemię, kiedy na niebie pojawiły się ogromne latające statki błyszczące jak złoto. Pierwsi Mistrzowie wrócili i wielka była radość Wybranych Sprzymierzeńców.

Bogowie dokonali swej zemsty. Choć może nie jest to właściwe słowo. Ludzkość, która nie spełniła pokładanych w niej nadziei musiała ulec zagładzie, by plany Przybyszów, jakiekolwiek by one nie były, mogły zostać zrealizowane. Podobnie, jak w przypadku pierwszej katastrofy garstka wybitnych przedstawicieli różnych plemion i narodów została uratowana i stała się podstawą nowej społeczności. Przybywszy po raz drugi na Ziemię – w 3166 roku p. n. e. [rok 7315 irc] bogowie podjęli próbę restytucji dawnego porządku.

Motyw odlotu bogów i następnie ich powrotu jest równie stary, jak cała mitologia. Jednym z najbardziej znanych przykładów wiary w powrót bogów jest historia podboju imperium Azteków przez Hiszpańskich konkwistadorów pod wodzą Cortesa. Jednym z głównych, jeśli nie najważniejszym powodem, dla którego wielomilionowa potęga uległa garstce białych jest właśnie głęboko zakorzeniona wiara w to, co zachowało się w legendach – w powrót bogów do swego ‚narodu wybranego’.

Gdy dodamy do tego obecność nieznanych w Ameryce koni, ogromne okręty, broń palną i armaty, biały kolor skóry, zarost i wszelkie inne odmienności w wyglądzie, stanie się dla nas jasne, iż zadziałał tu ten sam mechanizm, który spowodował, że tysiące lat wcześniej przedstawiciele pozaziemskiej cywilizacji zostali uznani za bogów. Zadecydowała tu przewaga techniczna, odmienne zwyczaje i umiejętność skutecznego wykorzystania strachu i lęków tubylców. Oczywiście Przybysze zza oceanu nie mogli się równać pod względem rozwoju z Przybyszami z gwiazd, lecz to, co zaprezentowali głęboko wierzącym w dawne mity Indianom w zupełności wystarczyło.

Motyw odejścia i powrotu istot najwyższych jest obecny nawet w tak odmiennych, jak się z pozoru zdaje, religiach monoteistycznych. Żydzi i Mahometanie do dziś czekają na powrót boga, na przyjście Mesjasza. Chrześcijanie już tego doświadczyli w osobie Chrystusa, lecz nadal czeka ich kolejne boskie objawienie w postaci Sądu Ostatecznego [kolejny przypadek, gdy nadejście Najwyższego związane jest z kataklizmem]. I nie jest tu istotna teologiczna nadbudowa, jaka powstała w ciągu minionych wieków, wszystko to ma swe źródło w tkwiącym w ludzkiej świadomości przekonaniu o powrocie na Ziemię bogów – tych bogów, którzy przybyli w swych statkach kosmicznych z gwiazd, by nas ‚stworzyć’.

Nie mógłbym nie dodać na koniec jeszcze jednego przypadku ‚oczekiwania’, chyba najbardziej spektakularnego. W południowo amerykańskiej dżungli żyje plemię Indian Kayapo, którzy co roku odbywają specjalny rytuał w oczekiwaniu na powrót ich nauczyciela, Bep-Kororoti, który w zamierzchłej przeszłości przybył do nich z gwiazd. W trakcie obrzędu jeden z ludzi odgrywa zaginionego boga przebierając się w... słomianą replikę czegoś na kształt skafandra kosmicznego! Więcej, gdy Kayapo dowiedzieli się, że w pobliskiej Gujanie Francuskiej ludzie wysyłają rakiety w Kosmos, poprosili o wysłanie listu – posłania do Bep-Kororoti, by ten raczył powrócić do swego ludu. Czy może być coś bardziej wymownego?

Akt X – Ukryta wiedza

Ale niewielu już pozostało [...]. Niewielu już było ludzi na Ziemi, aby powitać Dawnych Władców [...]. Mojemu ludowi [...] pozostały tylko wspomnienia [...] takie, jak zapisane zwoje papieru i zielone kamienie. Nasi kapłani umieścili je w podziemnych pomieszczeniach świątyń Akakoru, gdzie znajduje się też latający dysk Lhasy i osobliwy pojazd, który potrafi przekraczać góry i, jak latający dysk jest błyszczący i zrobiony z nieznanego metalu. Ma kształt glinianej szpuli, o wysokości dwóch ludzi stojących jeden na drugim. W dysku jest miejsce na dwóch ludzi. Nie ma on ani żagla, ani steru. Nasi kapłani jednak opowiadają, że Lhasa potrafił nim latać szybciej od najsilniejszego orła i z taką łatwością poruszał się ponad chmurami, jak liść na wietrze. Podobnie tajemniczy jest też osobliwy pojazd. Siedem długich nóg unosi dużą posrebrzaną czarę. Trzy nogi skierowane są przodu, cztery do tyłu. Przypominają zgięte pręty bambusa i są ruchome. Na ich końcach znajdują się krążki wielkości lilii wodnej.

Bogowie podjęli starania o przywrócenie dawnego porządku ustalonego przez nich wiele tysięcy lat wcześniej. Jednakże czasy świetności nie miały już powrócić w całej swej okazałości. Pierwsza Katastrofa, tysiące lat wojen i chaosu, wreszcie kara zesłana przez bogów, wszystko to sprawiło, iż szeregi ludzi gotowych pójść za głosem swoich gwiezdnych przewodników były mocno przerzedzone. Jednak dzięki własnej determinacji i pomocy Przybyszów gotowi byli podjąć to dzieło. Czasy mroku przetrwała również wiedza zgromadzona na rozkaz bogów i przechowywana w tajemnicy przez tysiąclecia.

Być może ślady owych ‚kapsuł czasowych’, jak można by nazwać miejsca, gdzie próbowano przechować starożytną wiedzę i ocalić ją od zapomnienia istnieją po dziś dzień. Jeśli wierzyć legendom taka skarbnica kryje się w podziemnych komorach zlokalizowanych w piramidach, bądź pod figurą Sfinksa. Być może odnajdziemy spuściznę minionych czasów w zaginionych świątyniach w amazońskiej dżungli, albo ekwadorskich kamiennych miastach? Miejsc, gdzie kryć się może przesłanie przeszłości jest wiele i dziwnym trafem mimo świadomości ich istnienia archeologia nie poczyniła nic by rozpocząć poszukiwania i badania! W Tybecie istnieją zapisane na tysiącach drewnianych tabliczek święte księgi Tandżur i Kandżur będące czymś w rodzaju Kroniki z Akakor. Mimo, iż sprawa ta zasługuje na najwyższe zainteresowanie, prace przerwano, gdy pierwsze tłumaczenia ujawniły treść przekazu – opowieść o gwiezdnych pojazdach przemierzających bezkresne przestrzenie Wszechświata. Podobny los spotkałby Kronikę z Akakor gdyby nie wytrwała praca Karla Bruggera.

Mongulala na rozkaz swych bogów, wodzów i kapłanów gromadzili swe skarby w podziemnych kompleksach pozostawionych im przez bogów. Górskie jaskinie dobrze spełniły swoje zadanie. Zachowana została nie tylko wiedza w postaci pism, rytów naskalnych, czy ustnie przekazywanych opowieści, ale również same urządzenia techniczne pozostawione przez bogów, w tym... latający dysk! Którego opis mógłby równie dobrze pojawić się w opowieści przeciętnego współczesnego człowieka, który patrząc w niebo miał szczęście zaobserwować UFO. Być może, siedzieli w nim dalecy potomkowie dawnych bogów.

Opisów takich oczywiście nie zabraknie i w innych przekazach, każdy kolejny taki opis przyczynia się do wzmocnienia tezy o pobycie bogów-astronautów na naszej planecie w zamierzchłej przeszłości. Istnieją, co prawda opisy bardzo różnych kształtów latających boskich ‚rydwanów’, lecz wyraźnie można dostrzec, iż są to rozmaite modele pojazdów, przybierające różne kształty – piramid, dysków, dzwonów [okrągłe ‚piramidy’], kul... Na podobieństwo tychże pojazdów powstawały świątynie w Indiach, Azji Południowo-wschodniej.

Nie mógłbym nie przytoczyć kilku opisów podobnych pojazdów, nic nie jest tak przekonywujące jak same starożytne teksty. Zaczniemy od najsłynniejszego takiego przekazu, na podstawie którego inżynier NASA Joseph Blumrich opracował w pełni funkcjonalny model pojazdu latającego: Patrzyłem, a oto wiatr gwałtowny nadszedł od północy, wielki obłok i ogień płonący (oraz blask dokoła niego) a z jego środka (promieniowało coś) jakby połysk stopu złota ze srebrem, (ze środka ognia).

Pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot żyjących. (...) Każda z nich miała po cztery twarze i po cztery skrzydła. Nogi ich były proste, stopy ich zaś były podobne do stóp cielca; lśniły jak brąz czysto wygładzony. Miały one pod skrzydłami ręce ludzkie po swych czterech bokach. Porównywanie nieznanych urządzeń technicznych do żywych istot nie powinno nas dziwić biorąc pod uwagę poziom rozwoju cywilizacyjnego świadków tamtych wydarzeń. Stąd powinniśmy się dobrze zastanowić czytając mity: czy aby na pewno jest to smok, czy też może jednak latający pojazd bogów?

Chyba najczęstszym wizerunkiem boskiego pojazdu jest kula, bądź coś do niej podobnego [na przykład muszla]. Przekazy Tajów mówią o jaju nie mającego kości boga Hsu, które spadło w zamierzchłej przeszłości z nieba, po podroży kosmicznej. Inny przekaz mówi o ‚niebiańskiej kobiecie’, która przybywszy na Ziemie zakochała się w pewnym człowieku, poślubiła go i odleciała z nim do swej niebiańskiej ojczyzny. Oczywiście za pomocą jajka. Starożytna abdukcja!

W Kotlinie Tarymskiej nad jeziorem Lob-Nor do dziś krążą pradawne legendy mówiące o tym, iż w odległych czasach bogowie przylecieli na ówczesne morze Gobi [dziś to pustynia!] w niebiańskim jaju z metalu. Inny lud tego regionu mówi, że po długim śnie [hibernacja przy podróżach kosmicznych?] bóg Tan wylądował miękko w swoim niebiańskim jaju.

Grecka bogini Tetyda wykluła się z niebiańskiego jaja. To późna wersja mitologiczna. Ustne legendy spisane przez badaczy rzymskich mówią, iż przybyła ona z oceanu – nocnego morza Wszechświata w ‚czymś’ o kształcie srebrzystego, błyszczącego jaja. Co ciekawe pierwotne imię Tetydy brzmi Eurynome – ‚daleka wędrówka’.

W fińskim eposie „Kalewala” czytamy, ze bóg Vainamoinen, widocznie niedoświadczony pilot, próbował wylądować latającym jajem swojej matki. Jednakże młodemu bogu się nie udało i spadł do morza.

Przykładów można mnożyć niemal w nieskończoność...

Według opowieści Tatunca Nary bogowie powrócili na Ziemię w roku 3166 pne. Jak ta data wypada na tle innych narodów i cywilizacji? Okazuje się, że okres ten to czas błyskawicznego pojawienia się wysoko rozwiniętych kultur Egiptu, Bliskiego Wschodu, doliny Indusu i innych. Często okazuje się, że również inne kultury, datowane przez archeologię na znacznie późniejszy okres mają swoje korzenie właśnie w końcu czwartego tysiąclecia pne. Kalendarz Majów rozpoczyna się w roku 3113 p.n.e.

Angielski odkrywca Niven twierdzi, że pierwsze budowle miejskie, będące dziełem poprzedników Azteków pochodzą z okresu 3500 lat przed Chrystusem. Nie oznacza to oczywiście, że odżegnuję się od teorii mówiących o znacznie wcześniejszych śladach cywilizacji ludzkiej. Wręcz przeciwnie, jestem zagorzałym zwolennikiem hipotez datujących np piramidy i Sfinksa na okres kilkunastu tysięcy lat wstecz, czy andyjskiego miasta Tiahuanaco na jedenaste tysiąclecie pne. Boliwijsko-niemiecki naukowiec [Polak z pochodzenia] Poznansky twierdzi, iż ta położona nad jeziorem Titicaca twierdza została zniszczona 12 tysięcy lat temu. Jednak pragnę tu wyraźnie podkreślić, iż są to dokonania innych cywilizacji, niż tych nam znanych. Są to dzieła kultur przedpotopowych!

Akt XI – Imperium Lhasy

Bogowie powrócili na ziemię. Przybyło jednak tylko kilka statków i nie zatrzymały się dłużej niż przez trzy księżyce. Jedynie dwaj z nich – bracia Lhasa i Samon nie odlecieli z bogami do ich ojczyzny. Lhasa ustanowił swą siedzibę w Akakor, a Samon poleciał na Wschód i tam założył swe Imperium.

Z 320 milionów mieszkańców Złotego Wieku, Drugą Katastrofę przeżyło jedynie 20 milionów. Testament Bogów znów poszedł w zapomnienie, lecz Lhasa odbudował starożytne imperium i na nowo wprowadził w serca ‚testament’ i zapomniane prawa.

Od tysiąca lat istniał naród, który graniczył z zachodnią częścią Imperium. Z narodem tym Ugha Mongulala od zawsze utrzymywali przyjazne stosunki. Byli nim Inkowie. Znali oni język i pismo Pierwszych Mistrzów, a ich kapłani znali również testament bogów, Pod koniec drugiej wielkiej katastrofy naród ten przeniósł się w góry do kraju zwanego dziś Peru i założył tam własne państwo. Lhasa, zaniepokojony o bezpieczeństwo swego Imperium nakazał wybudowanie fortecy na zachodniej granicy, Nakazał również budowę Machu Picchu, nowego miasta Świątyń. Machu Picchu jest miastem świętym, jego świątynie były poświęcone Słońcu, Księżycowi, Ziemi, Morzu i Zwierzętom. Po zakończeniu jego budowy, która trwała przez cztery pokolenia, Lhasa przeniósł się tam ze swym dworem.

Bogowie nie myśleli o pełnej restytucji stosunków panujących przed katastrofą, być może doszło wśród nich do konfliktu, czy należy kontynuować rozpoczęte dzieło cywilizowania człowieka, czy też pozostawić ludzkość samą sobie. Faktem jest, iż niektórzy z Przybyszów pozostali, by wśród ocalałych rozpocząć dzieło odnowy, tak kulturowej, jak i duchowej. Jednakże potęga boskich ‚królestw’ na Ziemi nie była już taka jak dawniej, w szczególności nie przywrócono jednego ogólnoświatowego imperium i jedynie nieliczne ludy znalazły się pod bezpośrednim panowaniem któregoś z bogów. Istniała groźba wojny z innymi plemionami, stąd też Lhasa podjął decyzję o budowie twierdzy mającej zabezpieczać zachodnie granice terenów zamieszkałych przez Ugha Mongulala. Twierdzą tą było Machu Picchu.

A więc znów mamy do czynienia z rażącą rozbieżnością między danymi i przede wszystkim datowaniami archeologii, a przekazami starożytnych. Nauka przypisuje budowę Machu Picchu Inkom i to w końcowej fazie istnienia ich państwa, zaś powstanie ich imperium określa najpóźniej na XII wiek naszej ery [założenie Cuzco]. Najpóźniej, czyli początków można się dopatrywać już kilka wieków wcześniej, ale i tak jest to jakieś 4 tysiące lat później niż podaje Tatunca Nara! Jak można rozwiązać tę zagadkę? Możemy założyć, iż opowiadający historię swego ludu wódz, zastosował określenia pochodzące z czasów współczesnych, tak, by ułatwić zrozumienie historii i lokalizację miejsc, o których mowa, Bruggerowi.

W rzeczywistości mówił natomiast o mieście istniejącym na długo przed zbudowaniem przez Inków Machu Picchu. Chodziłoby tu o jakąś kulturę preinkaską, być może cywilizację Nazca? Możliwe też, iż sam znał jedynie lokalizację, nie wiedząc nic o ludzie, który podówczas zamieszkiwał Andy i błędnie przyjął, że to właśnie Inkowie panujący w Andach w czasach znacznie późniejszych są ich potomkami. Nie możemy też odrzucić hipotezy, iż Tatunca Nara ma rację w całej rozciągłości, a archeologia wykreowała całkowicie błędny obraz dawnych dziejów, co zresztą miałoby miejsce nie pierwszy raz i, niestety, nie ostatni. Przypomnijmy, iż wspominany już Niven przesunął korzenie bezpośrednich przodków Azteków do połowy czwartego tysiąclecia pne. Warto tu sięgnąć po opowieść innego indiańskiego wodza – Białego Niedźwiedzia z plemienia Hopi, który opisuje ucieczkę wielkiego indiańskiego ludu z zatopionej w czasie potopu Kassakary.

Naród ten miał się wówczas podzielić i zapoczątkować istnienie najważniejszych kultur indiańskich: Inków, Majów, Hopi. Ta historia doskonale współgra z Kroniką z Akakor. Sytuacja przedstawiała się następująco. Gdy dochodzi do Wielkiej Katastrofy bogowie umożliwiają ludziom, zamieszkującym na skazanej na zagładę Kassakarze, ucieczkę do Ameryki Środkowej. Tam w czasie długich lat chaosu pod nieobecność bogów dochodzi do podziałów wewnątrz plemiennych, co skutkuje powstaniem trzech odłamów, które w późniejszych czasach staną się protoplastami cywilizacji Hopi, Majów i Inków. Ci ostatni osiedlili się w Ameryce Południowej.

W czasie Drugiej Katastrofy, gdy bogowie zesłali na dolinę Amazonki powódź przenieśli się w góry i tam osiedlili. Przyznacie, iż taki bieg wydarzeń wydaje się całkiem prawdopodobny. A że nie zgadza się to z datowaniami archeologicznymi? Należy podkreślić tu jedno – stosowane przez naukę badania określające wiek znalezisk [metoda radioaktywnego węgla 14C], są w gruncie rzeczy niewiele warte. Przede wszystkim można w ten sposób badać jedynie szczątki organiczne [np ślady ognisk, kości], a nie faktyczny wiek budowli. Oznacza to, iż dana budowla powstała NAJPÓŹNIEJ w datowanym okresie, ale mogła też powstać tysiące lat wcześniej.

Drugą wadą tej metody jest to, iż opiera się ona na badaniu zawartości w znalezisku izotopu radioaktywnego węgla – im go mniej, tym starsze znalezisko, tymczasem wystarczy, że sytuacja idealna, jaką jest naturalny stan atmosfery, zostanie zakłócona przez obecność promieniowania [nie mówię tu nawet o broni jądrowej, ale choćby naturalnych złożach uranu, wybuchach wulkanów], czy innych czynników takich jak choćby zwykły dym, czy ogień [i archeologowie badają ogniska!], a wyniki ulegną całkowitemu przeinaczeniu. Teorie archeologów opierają się na bardzo kruchych podstawach.

Akt XII – Imperium Samona

Lhasa odnowił imperium Akakor. Jego brat Samon poleciał na wschód, za wielką wodę by tam założyć własne państwo. Kronika niewiele o tym mówi, trudno zresztą się dziwić – wszystko to działo się po drugiej stronie Atlantyku. Jednakże pewne informacje, a także materialne ślady z przeszłości odnajdziemy.

Samon miał założyć swoje imperium w dolinie wielkiej rzeki po drugiej stronie Wschodniego Oceanu, jak Tatunca Nara określa Atlantyk. Miał ponoć zjednoczyć szereg plemion koczowniczych i przekazać im swoją wiedzę. Biorąc pod uwagę skąpe dane wynikające z samej Kroniki możemy jedynie stwierdzić, iż szukana przez nas lokalizacja znajduje się najprawdopodobniej gdzieś na terenie Afryki [Europa jest położona zbyt na północ, a Azja jest dopiero za Afryką], w dolinie olbrzymiej rzeki i powstała mniej więcej 3 tysiące lat pne.

Już na pierwszy rzut oka wydaje się, że najprawdopodobniej chodzi tu o starożytny Egipt i tak w istocie może być. Kraj ten powstał z połączenia wielu drobnych, koczowniczych plemion, które posiadłszy wiedzę w zakresie rolnictwa, hodowli osiadły w dolinie Nilu, który jest przecież wielką rzeką [do niedawna uznawaną za najdłuższą na świecie]. O tym, iż wspaniała cywilizacja Egipcjan rzeczywiście zasługuje na nazwę wielkiego imperium nie muszę chyba wspominać. Warto jednak zwrócić uwagę na pewną historię mitologiczną.

Chodzi mi o obecność w legendach egipskich koncepcji bogów – nauczycieli. Nie jest to czymś niezwykłym, jeśli chodzi o wierzenia Indian amerykańskich, ale w rejonie szeroko pojętego Bliskiego Wschodu pojęcie to łączy się zazwyczaj ze zbuntowaną jednostką, a w każdym razie nie jest cechą charakteryzującą wszystkie istoty niebiańskie. Mitologię egipską charakteryzują pod tym względem pewne odmienności. Można zaryzykować twierdzenie, iż w dolinie Nilu pojawia się obcy Przybysz, który zanosi ludziom wiedzę. Taka charakterystyczną postacią w mitologii egipskiej jest Toth – dawca pisma. Czy należy go utożsamiać z Samonem? Bardzo kruche są podstawy, na jakich to czynię, ale w badaniach nad starożytnymi przekazami ciężko o jasne i pewne stwierdzenia. Można wreszcie doszukiwać się powiązań założycieli kultury kraju faraonów z Atlantydą i zastanowić się, czy czasem nie chodziło tu o Akakor...

Wszystko to tylko domysły, nie ma żadnej pewności, czy chodzi o Egipt, czy też może o Mezopotamię, dolinę Indusu, czy Zambezi. Staniemy jednak na o wiele trwalszym gruncie, gdy powiążemy przekazy z Kroniki mówiące o licznych podróżach braci między swoimi krainami, utrzymywaniu stałych kontaktów między Akakorem, a państwem Samona, a pewnym intrygującym znaleziskiem archeologicznym. Mówię tu o odnalezieniu w dolinie Amazonki fenickich monet sprzed naszej ery! Z miejsca należy tu odrzucić wymyślane na siłę koncepcje, iż monety te znalazły się w Ameryce dopiero współcześnie, przez kogoś porzucone, czy zgubione. Po co komu wlec cenne znalezisko archeologiczne przez pół świata!? Pozostaje z pozoru nieprawdopodobna możliwość, iż ktoś przewiózł te monety przez ocean w czasach starożytnych. Kontakty boskich braci wskazują na istniejącą współpracę między obiema krainami. Czy mogła ona mieć miejsce również na płaszczyźnie międzyludzkiej, czy sami ziemscy mieszkańcy Akakoru i państwa Samona mogli przebyć ocean?

Czytamy w Kronice, że Lhasa zarządził budowę wielkiego portu w delcie Amazonki, który miał przyjmować statki przypływające zza oceanu. Miało to miejsce w roku 3056 pne [7425 irc], a miasto zwało się Ofir. O tym, że takie wyprawy były możliwe w najdawniejszych czasach niech świadczą dokonania starożytnych już po odejściu bogów i zatraceniu części wiedzy: około 800 roku pne na rozkaz egipskiego króla Nechona Fenicjanie w przeciągu trzech lat opłynęli Afrykę. Statki egipskie odbywały regularne rejsy do Somalii [kraj Punt] i Indii. Średniowieczne mapy pokazujące szczegółowo wybrzeża Ameryki Południowej [z mapą Piri Reisa na czele] mają podobno pochodzić od starożytnych kartografów.

Pozostaje jeszcze wspomnieć o historii z wizji Josepha Smitha, założyciela sekty mormonów, który w Księdze Etery zapisał historię Jeredów, zagubionego plemienia żydowskiego, które przepłynęło wokół Afryki, przez Pacyfik do Ameryki Południowej na pokładzie skonstruowanych w myśl boskich instrukcji łodzi podwodnych, wyposażonych nawet w sztuczne oświetlenie! Jak widać starożytne podróże międzykontynentalne nie powinny nas dziwić, a oparte na tej koncepcji wytłumaczenie obecności fenickich monet w Ameryce winno być poważnie potraktowane.

Bliska współpraca między obiema krainami trwała blisko tysiąc lat. W zamian za złoto i srebro statki handlowe z państwa Samona przywoziły papirusy, szlachetne gatunki drewna, materiały, kamienie szlachetne. Ofir stał się jednym z najbogatszych miast i to właśnie stało się jego zgubą. Tysiąc lat po odlocie Lhasy [co nastąpiło w końcu trzeciego tysiąclecia pne] Mongulala ulegli barbarzyńskim plemionom ze wschodu kontynentu, a wielki port został spalony. Ugha Mongulala wycofali się na zachód, a wszelkie kontakty z państwem Samona ustały. Pozostały jedynie wspomnienia i liczne dary zza oceanu ukryte w podziemnych miastach imperium Akakor.

W 1551 roku [12032 irc] wojna niesiona przez konkwistadorów dotarła do ziem Mongulala. Podjęto decyzję o wycofaniu się w głąb dżungli, zniszczeniu miast, świątyń i wszelkich znaków mogących do nich prowadzić. Wszystkie skarby przeszłości ukryto tak, by biali barbarzyńcy nie mogli do nich dotrzeć. Wraz z najeźdźcami pojawiła się krzewiona za pomocą bezwzględnej przemocy wiara katolicka... Poniższy fragment pozostawiam bez komentarza, tak by każdy mógł poczynić własne przemyślenia.

Akt XIII – ‚Święty Testament’ – religia bogów

Wraz z przybyciem białych barbarzyńców przed pięciuset laty, porządek ustanowiony przez Lhase został zniszczony. Większość sprzymierzonych plemion odrzuciła nauki Starożytnych Ojców i zaczęła czcić symbol Krzyża. Dziś tylko Ugha Mongulala żyją zgodnie z testamentem Bogów.

Nasza wiara różni się całkowicie od fałszywej wiary białych barbarzyńców, którzy adorują własność, bogactwo i władzę, tak jak Boga. I myślą, że żadne poświęcenie nie jest zbyt wielkie, by mieć więcej niż własny sąsiad.

Ale testament naszych Bogów uczy nas jak żyć i umierać. Wskazuje nam drogę do życia po śmierci. Uczy nas, że ciało rodzi się i umiera. Z tego powodu nie może ono uosabiać sobą naszego prawdziwego życia. Nasze zmysły zależą od naszego ciała, jak płomień od świecy. Kiedy płomień gaśnie, również i zmysły gasną. Dlatego i one nie mogą uosabiać naszego rzeczywistego życia. Zarówno nasze ciała, jak i zmysły zależą od czasu, zmieniają się wraz z jego upływem. Śmierć jest definitywną zmianą.

Nasz testament uczy nas, że śmierć niszczy coś, bez czego możemy się obyć. Prawdziwe ‚Ja’, esencja człowieka, życie – znajduje się poza czasem, jest nieśmiertelne. Po śmierci ciała, wraca tam, skąd przyszło. Tak, jak ogień używa świecy, aby być widzialnym, tak ‚Ja’ używa ciała, aby było widzialne jego życie. Po śmierci wraca do zasady czasu, do początku świata, do łona absolutu i wieczności.

Człowiek jest częścią ogromnego i tajemniczego kosmicznego planu rozwijającego się w kosmicznych niebach i kierowanego wiecznym prawem. Nasi Pierwsi Mistrzowie znali to prawo. W ten sposób Bogowie nauczyli nas tajemnicy drugiego życia. Nauczyli nas, ze śmierć ciała nie ma znaczenia i że ważna jest jedynie nieśmiertelność ‚Ja’, wolna od czasu i materii.

Jedyne, co chciałbym tu dodać to zwrócenie uwagi na to, iż bogowie będący na Ziemi przedmiotem kultu mieli własną religię, w szczególny sposób ujmującą Wszechświat i istotę życia. Czyż może być lepszy dowód na to, iż najwyższe istoty z ziemskich mitologii i starożytnych religii nie są prawdziwymi Bogami – przez duże ‚B’?

Bogowie powrócili, pomogli odbudować zniszczone ludzkie cywilizacje, stworzyli nowe i... odlecieli. Ich dzieło zostało wykonane. Czy powrócą jeszcze kiedyś? Współczesne obserwacje UFO wskazują, iż tak naprawdę być może nigdy nas nie opuścili, że może cały czas obserwują nasze postępy i być może powrócą pewnego dnia, by wprowadzić nas do kosmicznej społeczności, gdy do tego dojrzejemy...

Zakończenie

Na tym kończy się Księga Orła. Kolejne części Kroniki z Akakor opowiadają o walce z Hiszpańskimi konkwistadorami i nie są interesujące z naszego paleoastronautycznego punktu widzenia.


Kategoria: Niesamowite